Monthly Archives: Luty 2014

Mijam się z prawdą

Mijam się z prawdą, z rzeczywistością, z rozumem w obawie przed bolesnym zderzeniem.

Moje myśli pędzą po utartych torach w ciągłym lęku przed wykolejeniem.

Uciekam od siebie z prędkością pendolino, o którą nikt nie podejrzewałby tak wysłużony tabor.

Image

Obrazek

The beauty of love

The beauty of love

In the occasion of upcoming Valentine’s Day. May love be everywhere!

Róg Pieknej i Realnej cd.

Dziś rano piła kawę szczególnie długo. Pochylona nad księgą wolno smakowała każdy łyk lepkiej od cukru i śmietanki cappucino. Przez chwilę odrywając wzrok od czytania patrzyła na zamglone niebo za oknem. Zastanawiała się, co może przynieść ten powłóczysty dzień, którego każda minuta snuła się niczym nić z rozwijanego przez nią kłębka czasu.

 

Czytając księgę czuła się jakby przeciągała tę nić na swoją stronę i zwój za zwojem, strona za stroną odkrywała, co kryje się w środku skłębionego czasu. Robiła to jednak z zupełnym spokojem, bez cienia zniecierpliwienia. Od kiedy nauczyła się czytać sercem, patrzyła na świat bez żadnych oczekiwań. Nie nazywała rzeczy i zdarzeń, ani nie wnikała w ich sens, po prostu wolno wczuwała się w każdą chwilę i… kochała ją.

 

Tak jak teraz już kochała ten guzik, szpulkę czy zwitek papieru, na którym osnuty był dzisiejszy dzień. W końcu kłębki zawsze owija się wokół czegoś. Choć jeszcze nie wiedziała dokładnie, co to jest, miała pewność, że wieczorem, kiedy wszystko się dokona, tuż przed snem weźmie do ręki ten przedmiot i cierpliwie nawinie na niego z powrotem nić czasu. Potem bez żalu odłoży kłębek, tak jak księgę na ciasno wypełnione półki swojej pamięci.

 

Kiedy w końcu kubek z kawą stał się zaskakująco lekki i ukazał przy przechyleniu do ust swoje dno, obraz dzisiejszego dnia powoli zaczynał rodzić się w jej sercu. Wtedy właśnie ze snucia rozmyślań nad księgą i ze śledzenia zapętlonej nici czasu wyrwał ją dźwięk telefonu. Jej smartfon na androidzie rozbrzmiewał coraz głośniej i wyraźniej melodią „Golden Eye” z filmu o agencie 007, który wgrała jako dzwonek dla połączeń przychodzących z Introligatorni.

 

Niespiesznie podniosła go ze stołu i posuwistym ruchem przesunęła ikonkę z kłódką na jego gładkim ekranie. Za chwilę jeszcze trochę ochrypłym, porannym głosem odezwała się zbliżając go do ucha:

-Halo? Witaj Horacy! – i uśmiechając się lekko dodała:

-Tak. Bardzo się cieszę. Tak, wszystko poszło bardzo dobrze. Za chwilę zmieniając odrobinę ton na bardziej rzeczowy relacjonowała:

-Tak, zmoderowałam czas Mariusza, udało się. Byłam nad rzeką dokładnie w tym momencie kiedy i on się tam zjawił. Zanim zdążył się zbliżyć do balustrady, ja weszłam w zasięg jego wzroku i wychyliłam się za barierkę, tak jakbym chciała wyskoczyć.

 

Znów cierpliwie musiała zapewnić swego rozmówcę:

-Tak Horacy. Miałam zamiar posunąć się do tego desperackiego kroku. Na szczęście nie musiałam. Zgodnie z moimi przeczuciem Mariusz wyrwał się z swoich smętnych rozmyślań i zamiast do rzeki rzucił się w moją stronę na ratunek.

 

Jej wyznanie zrodziło nową serię pytań po drugiej stronie światłowodu, czy przekaźnika cyfrowego, czy też innej, ale niewidzialnej nici łączącej rozmówców:

-Tak Horacy, jestem pewna, że porzucił myśli samobójcze.

-Skąd? Bo spędziłam z nim następną godzinę

-Jak? Ano tak, że jako mój wybawca, Mariusz poczuł się w obowiązku zaprosić mnie na drinka, aby ochłonąć po całej akcji.

 

Teraz stała się bardziej ożywiona i zaczęła gestykulować wczuwając się w opowiadaną sytuację:

-No oczywiście, że się zgodziłam. Chyba nie muszę Ci mówić, dokąd poszliśmy. To jasne, że do tej knajpki. Kiedy usiedliśmy przy stoliku na środku sali, Mariusz zaczął opowiadać mi, jak przez ostatnie trzy dni błąkał się po Szczecinie, próbując ją znaleźć. Ktoś powiedział mu, że ona chyba tu mieszka. Kiedy w końcu zrozumiał, że to zbyt duże miasto, by odnaleźć w nim jedną konkretną dziewczynę, załamał się. Tego wieczoru chciał ze sobą skończyć.

 

Jej rozmówca znów zaczął zadawać pytania i znów musiała go zapewniać:

  • Tak Horacy, dokładnie w tym miejscu kończyła się jego księga. Dotąd dało się ją czytać, dalej była tylko pustka. No właśnie – wtrąciła jakby sobie coś przypomniała -A propos księgi. Co teraz w niej jest napisane? Jaki jest dalszy ciąg?

     

Po chwili aż pochyliła się do telefonu, jakby słabo słyszała:

  • Co? Jak to? Ja to nie da się jej otworzyć?

Jej zdziwienie nie ustępowało, dopytywała dalej:

  • I tak jest zawsze? Zawsze po moderacji? No to ładnie! – potrząsała teraz głową z niezadowoleniem – Człowiek się napracuje i nawet efektów nie widać! Nie ma nawet czym się pochwalić. Aha! – wpadł jej do głowy kolejny pomysł – To dlatego dzwonisz! Ty po prostu nie wiesz, co się wydarzyło. Mój biedny Horacy, powinnam była do Ciebie wczoraj zadzwonić, albo chociaż do Maurycego.

Już udobruchana, trochę łagodniej znów zapewniała:

  • No tak, tak jak mówię, wszystko poszło dobrze. -Nie, później nie był już przygnębiony, raczej neutralnie opowiadał o tym co się wydarzyło, jakby to była historia kogoś innego. Potem jeszcze wyciągnął ten swój kajecik z krzyżówkami i wyglądał już zupełnie na zadowolonego. Tak go zostawiłam. Było tuż przed dziesiątą i wiedziałam, że za chwilę do lokalu wejdzie Beata, na swoja nocną zmianę za barem.

     

Słysząc kolejną uwagę Horacego odchyliła głowę do tyłu i podparła się w boku ręką:

  • No słuchaj, wszystkiego za niego nie mogłam załatwić. Są rzeczy, które musi sam zrobić. Oczywiście, dla pewności obserwowałam go jeszcze przez chwilę z ulicy przez witrynę kafejki.

Po chwili z uśmiechem skwitowała:

  • Tak, to była scena jak z filmu. Brakowało tylko napisu „i żyli długo i szczęśliwie – potem dodała jeszcze:

  • Dziękuję Horacy. Wiem. Tak, to był dobry dzień, ale nie wiem jaki będzie dzisiejszy. Jeszcze nie wiem. Czytam kolejną księgę i kiedy podejmę decyzję przyniosę wam ją z powrotem. Pa.

Na tym Aneta zakończyła rozmowę.

Piesek w skowronkach

Zadowolony piesek wrócił ze spaceru cały w skowronkach, machał ogonkiem i łasił się do domowników, że aż miło. Mała właścicielka czworonoga rozłożyła szeroko ramiona i przytuliła pupila. Za chwilę jednak skrzywiła się z niesmakiem i odsunęła od niego. Obcierając ręce, które jeszcze przed chwilą gładziły szorstką i trochę mokrą sierść wyburczała pod nosem:

  • Fe, ten pies śmierdzi rybomięsem, takim obsikanym, na dworze, fu

Piesek jednak niczym niezrażony nadal wyrażał swą radość całym sobą. Za chwilę oparł przednie łapy na kolanach braciszka właścicielki. Ale i jego reakcja była podobna do poprzedniej. Odtrącając czworonoga, stwierdził z miną eksperta:

  • Nie raczej żabogrzybem go czuć, takim zgniłym.

Słodki psiaczek nic sobie z tych uwag nie robił, dalej biegał radośnie po mieszkaniu, rozsiewając wokół siebie aurę tajemniczego pochodzenia.

Bez i z

Ustawili się w kolejkę po szczęście. Pierwsza do lady podeszła młoda dziewczyna i trochę przez nos unosząc przy tym brodę do góry wystosowała swoje zamówienie:

-Poproszę związek bez zobowiązań, ale partner, żeby był z klasą. No i tak na przyszłość, to chciałabym schudnąć, ale bez ćwiczeń i diety, o i gabinet kosmetyczny bym chciała otworzyć, taki z zabiegami i z masażem.

Za nią stał mężczyzna i zaraz gdy odeszła stanowczym głosem wypowiedział swoje żądania:

-Samochód mi potrzebny, ale taki bez wspomagania kierownicy i z napędem na cztery koła. Bez ABS mógłby być, ale koniecznie z amortyzatorami.

W końcu do lady podeszła emerytka i dość zrezygnowanym głosem wypowiedziała:

-Mnie to tam do szczęścia wiele nie trzeba, o tyle tylko, żeby mnie było stać na wyjście do restauracji. Wtedy zamawiałabym sobie pizzę Pepperoni, ale bez pepperoni, bo w język mnie piecze i zgaga mnie potem męczy, i do tego kawę ze śmietanką i cukrem. O tyle.

Więcej pretendentów do szczęścia dziś nie było, a ci którzy tu przyszli, odeszli z kwitkiem. Nie dostali nic, bo wszyscy już to mieli. Dziewczyna miała przecież chłopaka, mężczyzna od lat jeździł swoim samochodem, a staruszka i tak chodziła do restauracji czy ją było na to stać. czy nie. Byliby szczęśliwi, gdyby nie to upierdliwe „bez” i „z”.

Ach ten berecik!

Właściwie wszystko z nim było w porządku. Elegancki flauszowy płaszczyk, bródka przycięta jak od linijki, wypastowane buty. Tylko ten berecik. Ten berecik na głowie nie dawał mi spokoju. Nie mogłam spuścić go z oka w zatłoczonym autobusie. No i wydało się. Wiedziałam, ze coś tu nie tak, wyciągnął telefon z kieszeni i zaczął rozmowę:

Słuchaj, będę za pół godziny, kolację masz gotową, tak? Tylko, żeby wszystko było,tak jak trzeba, ok? Sałatkę też masz, tak? Pamiętasz, że nie lubię ogórków. Nie dodawałaś, prawda? To dobrze. A wino jakie masz, eeeee te jest kiepskie, nie masz lepszego? Nie? To skocz do sklepu jeszcze zdążysz. Aha i piekarnik już wstaw, żeby kurczak ciepły był jak przyjadę. Będę za dwadzieścia minut.

Kiedy zakończył rozmowę,straciłam całe zainteresowanie jego osobą, już nie musiałam się na niego patrzeć. Właściwie nie chciałam mieć z nim nic wspólnego, a zwłaszcza z jego berecikiem, pod którym ściśnięte i ukryte jeszcze ego za dwadzieścia minut urośnie do niebotycznych rozmiarów.

Róg Pięknej i Realnej cd.

Droga powrotna do domu wydawała się Damianowi bez końca. Do tego rozpadał się drobny deszczyk. Jego krople zraszały mu twarz i wsiąkały w postawione na sztorc klapy marynarki . Było dobrze po dziesiątej, kiedy w końcu dotarł do drzwi swojego mieszkania. Mimo orzeźwiającego prysznica po drodze nadal dokuczały mu zawroty głowy i wyraźny brak koordynacji między myślą a ręką. Długo majstrował kluczem przy zamku, zanim trafił do dziurki. Wtedy pojawił się kolejny dylemat. Nie mógł przypomnieć sobie, czy otwiera się kręcąc w prawo, a zamyka kręcąc kluczem w lewo, czy na odwrót. Dlatego co chwila przerywał żmudną czynność, by po usilnej refleksji popartej drapaniem się w głowę zabrać się za nią od nowa.

 

Kiedy wreszcie udało mu się otworzyć drzwi, marzył tylko o jednym. Chciał jak najszybciej znaleźć się w łóżku. Desperacko potrzebował snu. Dawno nie przeżył tak intensywnego dnia, był naprawdę wyczerpany. Najciszej jak tylko był w stanie wśliznął się do środka z zamiarem bezszelestnego przemierzenia przedpokoju w kierunku swojego pokoju. Jednak z salonu dobiegły go dźwięki telewizora „O nie- westchnął ciężko- Matka nie śpi”. Ostatnie, na co miał ochotę, to stanąć teraz z nią oko w oko. Szczególnie że jej wzrok, o czym miał się okazję niejednokrotnie przekonać, miał zarazem moc rentgena i alkomatu. „uuuuch”- powtórzył westchnienie i wyprostował się by dumnie stawić czoła czekającemu go badaniu.

 

Ale mylił się. Matka spała. Tak jak się jej to często zdarzało, również dziś zasnęła z podkurczonymi nogami i skręcona w kłębek jak kot w fotelu przed ekranem telewizora. Damian uśmiechnął się tylko pobłażliwie i w trosce o jej sen nakrył ją ciepłym kocem. Potem odwrócił głowę w stronę łomoczącego, jak mu się zdawało telewizora. Chciał go wyłączyć, lecz obraz na chwile przykuł jego uwagę. Przysiadł ciężko w fotelu po przeciwnej stronie ławy i obserwował jak jakiś facet w koszuli w kwiaty spaceruje boso po ulicach egzotycznej, chyba południowoamerykańskiej metropolii. Wspinał się z wysiłkiem w górę pueblo, widać było krople potu na jego twarzy. „Po co on się tak męczy, lepiej niech wraca do domu”- Damian miał dla niego dobrą radę, lecz nie wiedząc, co z nią zrobić zachował ją tylko w swojej skołatanej głowie.

 

Gdy program się skończył, na ekranie zaczęły mienić się spoty reklamowe, za którymi szczerze mówiąc, Damian nie nadążał. Ledwie zauważył, że dziewczyna reklamująca proszek do prania ma niezwykle seksowne usta, już na ekranie pokazała się druga, o równie interesujących lecz jeszcze nie odkrytych przez niego szczegółach anatomicznych. Niestety, nie dał rady rozszyfrować sekretu jej urody, bo po ekranie hasało już całe stado piękności z kolejnego spotu. Poirytowany wyłączył telewizor pilotem. Wrażeń miał aż nadto, zapragnął spokoju.

 

Wyłączenie telewizora przyniosło jednak efekt odwrotny od zamierzonego. Matka ocknęła się i zdawało się, że za chwilę zerwie się na równe nogi z fotela. Zapytała przy tym nerwowo:

  • Cccco, co się stało o- a po chwili już bardziej przytomnie dodała: – A to ty Damian. Wróciłeś. To dobrze.

  • Yhmm – mruknął Damian i podniósł się z fotela z zamiarem opuszczenia pokoju

  • Wiesz, czekałam na ciebie i tak mi się przysnęło – matka jednak wyraźnie miała ochotę przeciągnąć rozmowę na swoją stronę.

  • Aha – bez entuzjazmu skwitował jej wyznanie syn

  • I co byłeś na tym spotkaniu? – Matka przeszła do konkretów.

  • Tttak – posępnie odezwał się Damian

  • O! – ożywiła się matka – I jak ci poszło? Dostałeś tą pracę? – dopytywała

  • Jeszcze nie wiem mamo – jeszcze spokojnie, ale już trochę poirytowany odezwał się Damian

  • No tak. No tak jak zawsze. Od razu nie powiedzą dopiero po kilku dniach dzwonią i tak męczą człowieka- tłumaczyła samej sobie, kontynuowała pytania- No, ale jak twoje wrażenia? Uważasz, że masz szanse?

  • Mamo! – Damian przerwał definitywnie jej przyspieszoną gadaninę – Mamo musimy poważnie porozmawiać – dodał

  • Tak? A o czym? – zapytała z przestrachem widzą jego grobową minę.

  • Nie o czym, tylko o kim, mamo – Damian mówił wciąż bardzo poważnym tonem

  • No to, o kim? O kim to niby mamy rozmawiać- matka czując wiszącą w powietrzu aferę dopytywało nerwowo.

  • O Ojcu – wycedził Damian tonem nieznoszącym sprzeciwu.