Tag Archives: Monika’s wonders

All Monika’s wonders

-What did you say- zapytał Filip powoli otwierając oczy i przekręcając się na posłaniu w jej stronę- I heard you said something – powtórzył pytanie uśmiechając się do niej

-Nothing important, just a… whisper- uspokoiła go Monika

-What? Can’t you sleep- jeszcze wciąż zaspany dopytywał

  • I can sleep, but I shouldn’t…- tłumaczyła się

  • Oh Come on…- jakby trochę się zniecierpliwił- Come closer. I will song you a lullaby- dodał już łagodniejszym tonem i wyciągnął ramię by ją przytulić do siebie.

  • No, I can’t. I have to go right now- powstrzymała go Monika

  • Why? Why Can’t we spend one night together? – teraz już na dobre oprzytomniał i przybrał zagniewany wyraz twarzy, co przy jego uniesionych w górę kącikach ust wyglądało nieco groźnie

  • I told you, I can’t. My parents are waiting for me at home – odpowiedziała Monika i odwróciła się do niego tyłem. Siedząc na krawędzi łóżka w pośpiechu zakładała bluzkę

  • Your parents…… always your parents, why don’t you tell them about us? – z wyrzutem zapytał Filip i także usiadł

  • Why? Probably for the same reason why you don’t tell about us at the office… bez cienia sentymentu odpowiedziała mu Monika. Stała już kompletnie ubrana i poprawiała włosy przed lustrem zawieszonym na ścianie

  • Oh come on Monika ….. It’s not the same thing. We have already discussed about that. Please don’t be so harsh…- jego ton wyrzutu zmienił się powoli, złagodniał -It was such a nice evening wasn’t it?- znów wyciągnął rękę w jej stronę w nadziei, że tym razem Monika odwzajemni gest

  • Yes, it was- zrobiła to. Podała mu rękę i przysiadła na chwile na rogu łóżka.

  • You see, we don’t have much time. We have to enjoy every moment- już całkiem łagodnie, prawie szeptem dodał Filip

  • Yes. – przyznała mu rację Monika, lecz za chwile dodała rzeczowym tonem, już bez cienia sentymentu- So you are leaving tomorrow, right ?- zapytała

  • Yes, tomorrow I will go to Szczecin, I will spend two days more there, then I will go back to France- równie rzeczowo jej odpowiedział i zaraz poprosił: – Please don’t be upset…

  • I’m not. – zapewniła go Monika i po chwili dodała z namysłem- It’s just …. just because I want something change. I can’t live like that any longer. – emocje brały górę. Zaczęła mówić głośniej i szybciej – Our realtionship… I even don’t know how to call it…so our relation – Monika zapędzała się coraz bardziej, gorycz, jaką przeżywała dyktowała jej kolejne zdania wyrzutu, ale Filip nie pozwolił jej dokończyć.

  • You know what?.. I have an idea – powiedizłą cichym głosem tajemniczo się uśmiechając

  • What kind of idea?

  • The idea of a change – powiedział pewnym głosem lekko unosząc brwi.

  • Really? – naprawdę zaskoczył Monikę

  • Yes. Just wait for my e-mail. You will see- znów podsycił jej ciekawość

  • You promis? – nie dowierzała mu.

  • Promis- potwierdził pieczętując swoją obietnicę pocałunkiem.

Fifth of all Monika’s wonders

Monika, mrużąc oczy, wolno przesuwała wzrokiem po strużce światła sączącej się z hotelowego kinkietu wprost na twarz Filipa. Nie chciała go obudzić, wolała sama smakować tę chwilę, nacieszyć się nią. Jakby delektując się każdym szczegółem obserwowała teraz linię cienia, która wyraźnie zarysowała jego profil i sprawiła, że twarz miał równo podzieloną na dwie połowy, jedną jasną, drugą ciemną.

-Czy ja go naprawdę znam? Jaki on jest, ten mój Filip? Biały, czy czarny, dobry, czy zły?- ten obraz wywołał pytanie w głowie Moniki. Za chwilę jednak sama sobie na nie odpowiedziała- Jest mój i tylko to się liczy…

Wpatrywała się z uwagą w jego ostre rysy, charakterystyczne zgrubienie u nasady nosa i wąskie usta o kącikach wiecznie uniesionych ku górze. Dzięki nim, nawet teraz, kiedy spał, wyglądał, jakby się uśmiechał. Zresztą, kto wie, czy właśnie tego nie robił. Uśmiech był nieodłącznym atrybutem Filipa, jego znakiem rozpoznawczym i przepustką w wielu granicach, jakie zwykle stawia przed nami życie codzienne. Mógł nim równie dobrze posługiwać się, aby otworzyć sobie kolejne wymarzone drzwi kariery, albo by na przykład utorować sobie drogę do czyjegoś zatwardziałego serca.

Tak było z sercem Moniki, początkowo niedostępnym, zdystansowanym, jakby niezainteresowanym. Ten ewidentny brak reakcji na jego nie mniej ewidentny urok ze strony ładnej pracownicy biura, które kontrolował raz w miesiącu podziałał na Filipa dopingująco. Nieźle się nagłowił zanim wywołał pierwszy uśmiech na twarzy Moniki i sprawił, że uniosła zachwycone oczy znad sterty dokumentów kadrowych. Co prawda wymagało to od niego więcej wytrwałości i czasu, niż zwykle, ale w końcu przyniosło efekty.

Teraz serce Moniki stało dla niego otworem, biło przyspieszonym rytmem, kiedy tylko na niego patrzyła. Ona także nie mogła powstrzymać się od uśmiechu. Nie gościł on jednak długo na jej twarzy, za chwile zmiotła go zupełnie przeciwstawna reakcja na nieoczekiwaną myśl, która zburzyła cały jej dotychczasowy spokój i zaczęła jątrzyć jakąś głęboką zadrę.

-Kochanica Francuza, Kochanica Francuza, Kochanica Francuza – myśl ta nie dawała jej spokoju – Gdzie ja widziałam ten tytuł i… czy to aby była historia z happy-endem? – znów pytanie podąrzyło za myślą. Zaraz jednak pocieszyła samą siebie – moja będzie na pewno. Z moim pięknym Francuzem, with my sweet Frenchman- wyszeptała

Fourth of all Monika’s wonders

Monika przeprowadzając się do tego miasta miała nadzieję na odnowę. I to nie dlatego, że w poprzednim miejscu żyło jej się źle. Nie, tego nie mogła powiedzieć. Po prostu czuła, że wyczerpała tam wszystkie możliwości i nic nowego jej już nie spotka. Czego zresztą mogła się spodziewać po codziennym spacerze o 7:30 w stronę biura, po dniach spędzonych z oczami utkwionymi w ekranie komputera, po krótkiej przerwie na kanapkę i kawę i w końcu po powrocie do domu, gdzie czekał na nią obiad ugotowany przez mamę oraz rzucane znad gazety pytanie ojca;

-”Jak tam, córcia, dzisiaj w pracy było”?

W worku z niespodziankami przygotowanymi jej przez los nie było już ani jednego fanta. Daremnie łapczywymi rękami przetrząsała jego puste dno.

Nawet wizyty Filipa przestały zaskakiwać. Wprost przeciwnie, stały się regularne i przewidywalne, do tego stopnia, że właściwie można je było nazwać rutynowymi. Wiadomo było, że w każdy pierwszy wtorek miesiąca wyląduje na lotnisku w Goleniowie i wynajętym samochodem zjawi się około południa w ich firmie. Potem przez cały dzień będzie zerkał na nią z sąsiedniego biura oddzielonego tylko przeszkloną ścianą, aż do wieczora, kiedy to spotkają się w zarezerwowanym na czas jego delegacji pokoju hotelowym.

Emocje, jakich doznaje księżniczka na widok swego rycerza przybywającego na białym koniu były Monice niedostępne. Ona, widząc białego peugeota z napisem Avis parkującego przy głównym wejściu ich biura, czuła tylko niespokojną szamotaninę motyli w jej brzuchu.